Co jest gorsze: panowanie Rosji, czy panowanie Niemiec? Pisano o tem i rozprawiano u nas dużo i niema w tem nic dziwnego, że zastanawiając się nad możliwą przyszłą wojną między mocarstwami, które dokonały rozbioru Polski, niejeden w dobrej wierze dochodził do wniosku, że zwycięstwo Niemiec byłoby dla nas szczególnie groźnem i że przeto złem mniejszem jest Rosja. Niebezpieczeństwo wpływów rosyjskich na duszę polską widocznem dla mnie było oddawna; dzwoniłem na alarm w r. 1912 w odczycie, który wygłosiłem we Lwowie i który tu teraz przedrukowuję, ale całą grozę rusyfikacji duchowej objąłem dopiero w czasie wojny, gdy wojska rosyjskie poczęto nazywać u nas naszemi wojskami. Czy to system rządu rosyjskiego był tak genjalny, że złamał niezłomną, jak się zdawało, oporność polską, czy, przeciwnie, dusza polska uległa niezdrowej hypnozie pod wpływem zetknięcia się z duszą Rosji? Zwalczając maksymalizm rosyjski, nie zwalczam Rosji. Są tam, przynajmniej były, rzeczy piękne i zdrowe, zwłaszcza w literaturze i filozofji. Nie wywarły jednak głębszego u nas wrażenia. Nie zwalczam również, owszem, korzę się przed genjuszem tego, który najwspanialej maksymalizm moralny uosabiał Lwa Tołstoja. Żądał on od człowieka rzeczy niemożliwych, jednak wierzył w jego moc; z wysokości swojej nie zeszedł i nie był zdolnym zejść, albowiem, głosząc absolutność ideału ewangelicznego, pałał taką nienawiścią grzechu, że równego jemu pod tym względem daremnie szukamy wśród myślicieli i reformatorów świata.